To co teraz wstawię powstało z powodu niedawnej gwieździstej nocy podczas której stałam i gapiłam się tępo na niebo XD Kocham gwiazdy. <3
Tytuł : Sens.
Paring : ReitaxRuki.
Ostrzeżenia : W sumie nic. :P
#1
Wiał letni,ciepły wiatr,który nie pomagał nam,przynosząc ze sobą aromatyczną woń jabłek.
Siedzisz i patrzysz wygłodniale na swój przysmak,lecz zaraz twoje oczy zwracają się na moją twarz i,o dziwo,podsuwasz mi bułkę.
- Smacznego. - mówisz.
Nie słychać w Twoim głosie złośliwości czy opryskliwości.Jak zwykle dzielisz się czymś swoim w sumie dając mi wszystko.
#2
-
No Ruki śpiewaj! - słyszę niezadowolony głos lidera zza perkusji.
Jak
mam śpiewać,gdy za oknem taka piękna pogoda,a ja siedzę w dusznym
studio!
Podchodzę
do barku i wypijam drinka,tak na orzeźwienie.
Kiedy
już odwracałem się by ruszyć do chłopaków,Ty wyrastasz jak spod
ziemi i łapiesz mnie za ramię.
-
Co jest Taka? - pytasz patrząc mi w oczy z troską.
Uśmiecham
się delikatnie i wzdycham ciężko opierając głowę o twój tors.
-
Taka pogoda..a ja siedzę tu i się męczę! Nie chce mi się śpiewać.
Czuję
jak uścisk na ramieniu poluźnił się,a dłoń powoli zsuwa na moje
plecy,tuląc mnie.
-
Skoro tak to wychodzimy.Kupię ci pysznego loda. - nachylasz się i
mruczysz mi do ucha.
Czuję
zimny dreszcz,który przebiegł mi po karku,gdy Twoje usta muskają
moje ucho.To takie przyjemne,że aż dziwne.
-
Chłopaki kończmy,co? Pogoda piękna,słonko świeci,ale nasz słowik
nie ma siły ćwierkać.Do zobaczenia jutro!
Umiesz
przekonać ludzi,naprawdę.,myślę.
Łapiesz
mnie za rękę i idziemy w kierunku wyjścia,wesoło się uśmiechasz.
-
Em..możesz mnie puścić? - peszę się czując jak twoje palce
zacieśniają się na mojej trochę mniejszej dłoni.
Nie
odpowiadasz tylko nachylasz się i cmokasz mnie w czoło.
-
O gwiazdy trzeba dbać.A jak ktoś mi cię ukradnie? Lepiej jak będę
trzymał cię przy sobie.
Tak
Akira.Ty umiesz przekonać człowieka.
#3
Czyste,grafitowe
niebo.Gwiazdy mrygają do nas,a pełny księżyc oświetla nasze
sylwetki.Zielona trawa swoim chłodem rozpieszcza nas,gdy nadal
ciepły wiatr muska nam twarze.Leżymy gdzieś na łące.Nawet nie
wiem jak się tu znaleźliśmy,bo przez całą drogę miałem
zawiązane oczy.
Widok
w sumie nie nadzwyczajny,ale w Twoim towarzystwie nawet to staje się
magiczne.
-
Podoba ci się? - pytasz odwracając głowę w moją stronę.
-
Jest ślicznie.Tak..twórczo. - wzdycham,a Ty zaczynasz się śmiać.
-
Ha? Co się śmiejesz? - oburzony Twoim zachowaniem prycham dziko,a
Ty widząc moją minę zaczynasz się krztusić ze śmiechu. - Akira!
- wołam zły i siadam,trącając Twoje lewe ramię.
Po
chwili uspokajasz się i też podnosisz patrząc mi w oczy z
półuśmiechem.
-
Po pierwsze wszędzie widzisz coś "twórczego" nawet mój
bas raz cię natchnął. - przewracam oczami,uśmiechając się
lekko. - A po drugie.. - nachylasz się bardziej dzięki czemu widzę
jak błyszczą ci się oczy,a ja jak sparaliżowany nie potrafiłem
się nawet odchylić. - ...coś masz we włosach i to chyba żabkę.
- powstrzymujesz śmiech.
Chwilkę
później faktycznie czułem jak coś po mnie łazi.Pisnąłem mało
męsko i zacząłem trzepać dłońmi włosy z miłym "spieprzaj!"
na ustach.To wystarczyło byś znowu zaczął się śmiać.Złapałeś
moje nadgarstki i oderwałeś je od włosów,które teraz wyglądały
jakby kopnął je prąd.
-
Spokojnie,patrz poszła sobie.
I
rzeczywiście żaba w podskokach zniknęła w czeluściach
trawy.Odetchnąłem głęboko i prychnąłem śmiechem.
-
Nie lubię żab są... - podniosłem wzrok na Ciebie i oniemiałem.
Patrzyłeś
na mnie z ciepłym uśmiechem.Twoje czekoladowe oczy z pasją
oglądały mnie całego.Zdziwiłem się,gdy położyłeś sobie moje
ręce na swoim karku,a sam przysunąłeś się jeszcze
bliżej,stykając się zasłoniętym nosem z moim.
-
Akira.. - wydukałem przerażony.
Nie
wiedziałem co cię napadło,ale wyglądałeś przepięknie w blasku
księżyca.Twoje usta zaczęły delikatnie muskać mój lewy
policzek,a jedną dłonią objąłeś mnie w pasie,drugą się
podpierając.Z szaleńczo bijącym sercem uświadomiłem sobie,że
podoba mi się to co robisz.Nieruchomy jak głaz pozwalałem ci
pieścić moje ciało,choć rozum krzyczał,że jestem idiotom,że na
to ci pozwalam.Ale twój zapach był jak narkotyk chciałem go ciągle
czuć przy sobie..
Ustami
zszedłeś na szyję – najwrażliwszą część mojego ciała.
Westchnąłem
głęboko i tracąc równowagę padłem plecami na trawę,a ty od
razu wspiąłeś się na mnie,całując i ssąc moją delikatną
skórę.
-
Czemu?.. - szepczę,gdy Twoje dłonie muskają nieśmiało moje ciało
pod koszulką.
-
A potrzebny jest konkretny powód by kogoś pokochać? -
pytasz,przerywając pieszczotę.
Nagle
poczułem się głupio.Nie wiem czemu,ale miałem ochotę zrzucić
Cię z siebie i pobiec do domu.Tak nie może być! Jesteś moim
najlepszym przyjacielem!
Chciałem
powiedzieć,żebyś przestał,lecz Twoje wargi momentalnie spoczęły
na moich.Całowałeś z uczuciem,dłońmi kontynuując dogadzanie
mi.Miałem kompletną pustkę w głowie i nie wiedziałem co mam
teraz zrobić.Jedynie co to objąłem Cię mocniej za
kark,przysuwając bliżej siebie.
Podniecało
mnie to.
Ah,poprawka,Ty
mnie podniecałeś,a kiedy to doszło do mnie poczułem nagły gorąc
w całym ciele.
Miałem
ochotę się roześmiać i powiedzieć "Eh,ja nie wiem co mam
robić.",lecz tylko uśmiechnąłem się,czując jak
nastolatek na pierwszej poważnej randce.Dałem się poprowadzić.
Byłeś
delikatny,jakbyś bał się,że dotykając mocniej zraniłbyś
mnie.Uroczo.
Nie
wiem kiedy zacząłem cicho dyszeć,nie mogąc się doczekać czegoś
więcej.Moje dłonie sunęły po Twoim ciele wprawiając Cię w
dreszcze,a Twój gorący,drażniący oddech tylko mnie prowokował.Nie
wiedziałem co mam myśleć o tym wszystkim.
Nagle
wstajesz ze mnie i przeciągasz się z szerokim uśmiechem.
-
Robi się zimno.Odwiozę cię.
Patrzę
na Ciebie i zanim przemyślałem to co chciałem powiedzieć,moja
myśl wystrzeliła niczym strzała z moich ust:
-
Żarty sobie robisz? - prycham niedowierzająco.
Spowodowałeś,że
zacząłem tracić zmysły,że zapragnąłem Twoich ust bardziej niż kiedykolwiek..a teraz wstajesz jak gdyby nigdy nic?!
Wzdychasz
cicho i pomagasz mi wstać.Otrzepując się z niewidzialnego brudu
patrzę na Ciebie spod byka jak podchodzisz do swojego motoru i coś
z niego wyciągasz.To coś ruszało się i miotało szaleńczo jakby
miało zaraz wyskoczyć z tego worka i zabić wszystkich dookoła.
-
Nie robię sobie żartów Taka..masz dzisiaj imieniny i chciałem
sprawić by były niezapomniane. - mówisz spokojnie,stojąc już
naprzeciwko mnie.Oh,sam zapomniałem o własnych imieninach.. -
Bardzo cię lubię i..ten..to dla ciebie!
Wciskasz
mi do rąk coś co warczy,ja w pierwszym odruchu chciałem to rzucić
najdalej stąd,lecz powstrzymałem się i odsupłałem worek,a tam..
-
Pies! - wykrzyknąłem,a szczeniak zaczął wariować i lizać mnie
po twarzy na co zacząłem się śmiać.Szybko jednak spoważniałem
i popatrzyłem na Ciebie morderczym wzrokiem.Twój tak szeroki
uśmiech zaczął powoli blaknąć,aż w końcu zauważyłem jak
nerwowo strzykasz palcami. - Ty..trzymałeś tego psa w tym worku
cały czas? - pytam spokojnie.
-
T-tak? - uśmiechasz się niepewnie.
-
Idiota! Kretyn! Mógł się udusić,albo ktoś mógł mu coś zrobić!
- panikuję,a piesek wyrwał mi się z rąk,biegnąc do Ciebie w
podskokach. - No Akira! Jesteś taki nieodp..!
Dalszą
cześć reprymendy przerwał Twój pocałunek.Był czuły i
uspokajający.Wierzchem dłoni pogładziłeś mój policzek i
odsunąłeś się z półuśmiechem.
-
Wybacz mi.On już to zrobił,a nawet mnie ukarał. - wskazałeś na
mokrą nogawkę,a ja zaśmiałem się dumny z nowego pupilka. -
Takanori ja cię kocham. - mówisz nagle i szybko,jakby ktoś
wycisnął z Twojej piersi ostatni dech.Twoja twarz stężała i
nabrała nerwowego wyrazu.Bałeś się.
Stałem
tam jak wryty i na zmianę śmiałem się i poważniałem.Wolne
żarty..
Psiak
usiadł pomiędzy nami i jedynie on zakłócał gęstą ciszę.
Szok.Właśnie
to sprawiło,że nic nie powiedziałem i patrzyłem na Ciebie tępo.
Zmarszczyłeś
brwi i zamachałeś głową jakby karcąc się za wyznanie mi swoich
uczuć.
-
Zapomni Taka.Zapomni o tym i jedź do domu spać.Jutro próba.. -
mówisz cicho i cofasz się w stronę swojego pojazdu.Obserwuję jak
wkładasz kask i siadasz na motor,odpalając go z dzikim warkotem.
-
A-Akira czekaj! - przebudziłem się i ruszyłem do Ciebie,lecz Ty
już obłędnie szybko jechałeś przed siebie zostawiając mnie
samego z milionami pytań i ani jedną odpowiedzią.
Spojrzałem
na psa.On siedział i patrzył na mnie z uwagą i spokojem.Bardzo tym
przypominał mi Ciebie.
-
Choć Koron złapiemy taksówkę.. - mówię do psa i klepie się po
nodze by maluch ruszył.
Co
to było? Akira powiedz mi co to do cholery było!?
Następnego
dnia rano leżałem nieruchomo na plecach i patrzyłem pusto w
sufit.Olałem próbę,bo wiedziałem,że i tak nie zaśpiewam tak
jakbym chciał.Nie mógłbym,widząc Cię.
Koron
jeszcze smacznie spał obok mojego łóżka i nawet cicho
pochrapywał.
Miałem
mętlik w głowie.Wczoraj wszystko działo się według mnie za
szybko,że nie zrozumiałem nic z tego co zaszło.
-
Kochasz mnie.. - powtarzam cicho do siebie.
To
takie irracjonalne,że nie chce mi się wierzyć.Jak mężczyzna mógł
się zakochać we mnie! W drugim facecie!
Nagle
słyszę jak ktoś wchodzi do mojego domu i cicho zdejmuje buty.
Przerażony
uświadamiam sobie,że nie zamknąłem drzwi i podnoszę się do
siadu,sięgając po...lampkę nocną.Cóż była najbliżej..i można
nią rzucić!
Słyszę
kroki,aż w końcu ktoś otwiera drzwi do sypialni i otwiera je
szeroko.Zamachnąłem się i już prawie rzuciłem,ale widząc
Ciebie,aż upuściłem lampkę,budząc Korona.
-
Suzuki..
Stoisz
i patrzysz na wszystko tylko nie na mnie.Powoli zaczynało mnie to
irytować.
-
Co chcesz? - pytam chyba zbyt szorstko,bo wzdrygasz się i w końcu
Twój wzrok ląduje na mnie.
-
Przyszedłem cię przeprosić za wczorajszą noc.Nie wiem co we mnie
wstąpiło,że nagadałem ci takie głupoty.. - drapiesz się nerwowo
z tyłu głowy. - Nie bierz tego do siebie i..
-
Ale mówiłeś poważnie Akira,ja cię dobrze znam i wiem kiedy
mówisz serio. - przerwałem Ci,wyraźnie nie pomagając.
Nagle
siadasz obok mnie na łóżku i chowasz twarz w dłoniach z ciężkim
westchnieniem.Po chwili ciszy przecierasz zmęczone oczy i spoglądasz
na mnie znowu z tym dziwnym blaskiem w czekoladowych oczach.
-
Kocham cię.Bardzo.I nie mam zielonego pojęcia jak mam się z tego
wyleczyć. - wzdychasz załamany.
-
Czemu masz się leczyć? - mówię pierwsze co przyszło mi do
głowy.Patrzysz na mnie uważnie i uśmiechasz delikatnie.
-
Bo najprawdopodobniej nie mam szans? - szepczesz,głaszcząc
psiaka,który szczęśliwy macha mocno ogonem widząc cię.
Zapada
milczenie,którego nie lubię.W ciszy patrzę na ciebie i próbuję
wymyślić jakąś delikatną odpowiedź,że tak,nie masz chyba szans,ale
jakoś nie potrafiłem nic wykombinować.
Widzę
z jaką nadzieją tu przyszedłeś i czuję ukłucie w sercu,gdy
jesteś teraz taki smutny.
Kaszlę
mocno i zwracam tym samym twoją uwagę,patrzysz ukradkiem.
-
Akira,powoli. - zacząłem,przecierając twarz i odgarniając włosy
z niej,czuję,że to może mieć sens. - Kochasz mnie,a ja cię
bardzo lubię.Masz szansę,ale jedną.Staraj się,a może b-będziemy
parą... - kończę ciszej,błądząc gdzieś wzrokiem.
To
ciągle dla mnie dziwne i obce.Być z facetem,przyjacielem.
Nagle
uśmiechasz się szeroko i rzucasz na mnie,tuląc mocno.Czuję twój
przyjemny zapach i też się uśmiecham.Jeżeli to tak ma wyglądać
to na pewno jest w tym sens.
- Postaram się,Takanori.Teraz choć,zabieram cię na śniadanie!
________________
Coś.Tak mogę to nazwać takim cosiem co czasem przychodzi i w sumie nie wiadomo po co xD
Miałam ochotę na takie story,mam nadzieję,że się spodoba komuś.
;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz