poniedziałek, 22 lipca 2013

Sens - one-shot

Postanowiłam póki co dodawać one-shoty,bo mam tyle pomysłów,że hoho :3
To co teraz wstawię powstało z powodu niedawnej gwieździstej nocy podczas której stałam i gapiłam się tępo na niebo XD Kocham gwiazdy. <3

Tytuł : Sens.
Paring : ReitaxRuki.
Ostrzeżenia : W sumie nic. :P



#1

Siedzieliśmy obok siebie na ławce w parku i nawet nie potrzebowaliśmy słów by zrozumieć,że oboje chcemy tą słodką bułkę z jabłkiem leżącą przed nami na stoliku.Znamy się tyle lat,że dosłownie "czytamy sobie w myślach".
Wiał letni,ciepły wiatr,który nie pomagał nam,przynosząc ze sobą aromatyczną woń jabłek.
Siedzisz i patrzysz wygłodniale na swój przysmak,lecz zaraz twoje oczy zwracają się na moją twarz i,o dziwo,podsuwasz mi bułkę.
- Smacznego. - mówisz.
Nie słychać w Twoim głosie złośliwości czy opryskliwości.Jak zwykle dzielisz się czymś swoim w sumie dając mi wszystko.




#2

- No Ruki śpiewaj! - słyszę niezadowolony głos lidera zza perkusji.
Jak mam śpiewać,gdy za oknem taka piękna pogoda,a ja siedzę w dusznym studio!
Podchodzę do barku i wypijam drinka,tak na orzeźwienie.
Kiedy już odwracałem się by ruszyć do chłopaków,Ty wyrastasz jak spod ziemi i łapiesz mnie za ramię.
- Co jest Taka? - pytasz patrząc mi w oczy z troską.
Uśmiecham się delikatnie i wzdycham ciężko opierając głowę o twój tors.
- Taka pogoda..a ja siedzę tu i się męczę! Nie chce mi się śpiewać.
Czuję jak uścisk na ramieniu poluźnił się,a dłoń powoli zsuwa na moje plecy,tuląc mnie.
- Skoro tak to wychodzimy.Kupię ci pysznego loda. - nachylasz się i mruczysz mi do ucha.
Czuję zimny dreszcz,który przebiegł mi po karku,gdy Twoje usta muskają moje ucho.To takie przyjemne,że aż dziwne.
- Chłopaki kończmy,co? Pogoda piękna,słonko świeci,ale nasz słowik nie ma siły ćwierkać.Do zobaczenia jutro!
Umiesz przekonać ludzi,naprawdę.,myślę.
Łapiesz mnie za rękę i idziemy w kierunku wyjścia,wesoło się uśmiechasz.
- Em..możesz mnie puścić? - peszę się czując jak twoje palce zacieśniają się na mojej trochę mniejszej dłoni.
Nie odpowiadasz tylko nachylasz się i cmokasz mnie w czoło.
- O gwiazdy trzeba dbać.A jak ktoś mi cię ukradnie? Lepiej jak będę trzymał cię przy sobie.
Tak Akira.Ty umiesz przekonać człowieka.


#3

Czyste,grafitowe niebo.Gwiazdy mrygają do nas,a pełny księżyc oświetla nasze sylwetki.Zielona trawa swoim chłodem rozpieszcza nas,gdy nadal ciepły wiatr muska nam twarze.Leżymy gdzieś na łące.Nawet nie wiem jak się tu znaleźliśmy,bo przez całą drogę miałem zawiązane oczy.
Widok w sumie nie nadzwyczajny,ale w Twoim towarzystwie nawet to staje się magiczne.
- Podoba ci się? - pytasz odwracając głowę w moją stronę.
- Jest ślicznie.Tak..twórczo. - wzdycham,a Ty zaczynasz się śmiać.
- Ha? Co się śmiejesz? - oburzony Twoim zachowaniem prycham dziko,a Ty widząc moją minę zaczynasz się krztusić ze śmiechu. - Akira! - wołam zły i siadam,trącając Twoje lewe ramię.
Po chwili uspokajasz się i też podnosisz patrząc mi w oczy z półuśmiechem.
- Po pierwsze wszędzie widzisz coś "twórczego" nawet mój bas raz cię natchnął. - przewracam oczami,uśmiechając się lekko. - A po drugie.. - nachylasz się bardziej dzięki czemu widzę jak błyszczą ci się oczy,a ja jak sparaliżowany nie potrafiłem się nawet odchylić. - ...coś masz we włosach i to chyba żabkę. - powstrzymujesz śmiech.
Chwilkę później faktycznie czułem jak coś po mnie łazi.Pisnąłem mało męsko i zacząłem trzepać dłońmi włosy z miłym "spieprzaj!" na ustach.To wystarczyło byś znowu zaczął się śmiać.Złapałeś moje nadgarstki i oderwałeś je od włosów,które teraz wyglądały jakby kopnął je prąd.
- Spokojnie,patrz poszła sobie.
I rzeczywiście żaba w podskokach zniknęła w czeluściach trawy.Odetchnąłem głęboko i prychnąłem śmiechem.
- Nie lubię żab są... - podniosłem wzrok na Ciebie i oniemiałem.
Patrzyłeś na mnie z ciepłym uśmiechem.Twoje czekoladowe oczy z pasją oglądały mnie całego.Zdziwiłem się,gdy położyłeś sobie moje ręce na swoim karku,a sam przysunąłeś się jeszcze bliżej,stykając się zasłoniętym nosem z moim.
- Akira.. - wydukałem przerażony.
Nie wiedziałem co cię napadło,ale wyglądałeś przepięknie w blasku księżyca.Twoje usta zaczęły delikatnie muskać mój lewy policzek,a jedną dłonią objąłeś mnie w pasie,drugą się podpierając.Z szaleńczo bijącym sercem uświadomiłem sobie,że podoba mi się to co robisz.Nieruchomy jak głaz pozwalałem ci pieścić moje ciało,choć rozum krzyczał,że jestem idiotom,że na to ci pozwalam.Ale twój zapach był jak narkotyk chciałem go ciągle czuć przy sobie..
Ustami zszedłeś na szyję – najwrażliwszą część mojego ciała.
Westchnąłem głęboko i tracąc równowagę padłem plecami na trawę,a ty od razu wspiąłeś się na mnie,całując i ssąc moją delikatną skórę.
- Czemu?.. - szepczę,gdy Twoje dłonie muskają nieśmiało moje ciało pod koszulką.
- A potrzebny jest konkretny powód by kogoś pokochać? - pytasz,przerywając pieszczotę.
Nagle poczułem się głupio.Nie wiem czemu,ale miałem ochotę zrzucić Cię z siebie i pobiec do domu.Tak nie może być! Jesteś moim najlepszym przyjacielem!
Chciałem powiedzieć,żebyś przestał,lecz Twoje wargi momentalnie spoczęły na moich.Całowałeś z uczuciem,dłońmi kontynuując dogadzanie mi.Miałem kompletną pustkę w głowie i nie wiedziałem co mam teraz zrobić.Jedynie co to objąłem Cię mocniej za kark,przysuwając bliżej siebie.
Podniecało mnie to.
Ah,poprawka,Ty mnie podniecałeś,a kiedy to doszło do mnie poczułem nagły gorąc w całym ciele.
Miałem ochotę się roześmiać i powiedzieć "Eh,ja nie wiem co mam robić.",lecz tylko uśmiechnąłem się,czując jak nastolatek na pierwszej poważnej randce.Dałem się poprowadzić.
Byłeś delikatny,jakbyś bał się,że dotykając mocniej zraniłbyś mnie.Uroczo.
Nie wiem kiedy zacząłem cicho dyszeć,nie mogąc się doczekać czegoś więcej.Moje dłonie sunęły po Twoim ciele wprawiając Cię w dreszcze,a Twój gorący,drażniący oddech tylko mnie prowokował.Nie wiedziałem co mam myśleć o tym wszystkim.
Nagle wstajesz ze mnie i przeciągasz się z szerokim uśmiechem.
- Robi się zimno.Odwiozę cię.
Patrzę na Ciebie i zanim przemyślałem to co chciałem powiedzieć,moja myśl wystrzeliła niczym strzała z moich ust:
- Żarty sobie robisz? - prycham niedowierzająco.
Spowodowałeś,że zacząłem tracić zmysły,że zapragnąłem Twoich ust bardziej niż kiedykolwiek..a teraz wstajesz jak gdyby nigdy nic?!
Wzdychasz cicho i pomagasz mi wstać.Otrzepując się z niewidzialnego brudu patrzę na Ciebie spod byka jak podchodzisz do swojego motoru i coś z niego wyciągasz.To coś ruszało się i miotało szaleńczo jakby miało zaraz wyskoczyć z tego worka i zabić wszystkich dookoła.
- Nie robię sobie żartów Taka..masz dzisiaj imieniny i chciałem sprawić by były niezapomniane. - mówisz spokojnie,stojąc już naprzeciwko mnie.Oh,sam zapomniałem o własnych imieninach.. - Bardzo cię lubię i..ten..to dla ciebie!
Wciskasz mi do rąk coś co warczy,ja w pierwszym odruchu chciałem to rzucić najdalej stąd,lecz powstrzymałem się i odsupłałem worek,a tam..
- Pies! - wykrzyknąłem,a szczeniak zaczął wariować i lizać mnie po twarzy na co zacząłem się śmiać.Szybko jednak spoważniałem i popatrzyłem na Ciebie morderczym wzrokiem.Twój tak szeroki uśmiech zaczął powoli blaknąć,aż w końcu zauważyłem jak nerwowo strzykasz palcami. - Ty..trzymałeś tego psa w tym worku cały czas? - pytam spokojnie.
- T-tak? - uśmiechasz się niepewnie.
- Idiota! Kretyn! Mógł się udusić,albo ktoś mógł mu coś zrobić! - panikuję,a piesek wyrwał mi się z rąk,biegnąc do Ciebie w podskokach. - No Akira! Jesteś taki nieodp..!
Dalszą cześć reprymendy przerwał Twój pocałunek.Był czuły i uspokajający.Wierzchem dłoni pogładziłeś mój policzek i odsunąłeś się z półuśmiechem.
- Wybacz mi.On już to zrobił,a nawet mnie ukarał. - wskazałeś na mokrą nogawkę,a ja zaśmiałem się dumny z nowego pupilka. - Takanori ja cię kocham. - mówisz nagle i szybko,jakby ktoś wycisnął z Twojej piersi ostatni dech.Twoja twarz stężała i nabrała nerwowego wyrazu.Bałeś się.
Stałem tam jak wryty i na zmianę śmiałem się i poważniałem.Wolne żarty..
Psiak usiadł pomiędzy nami i jedynie on zakłócał gęstą ciszę.
Szok.Właśnie to sprawiło,że nic nie powiedziałem i patrzyłem na Ciebie tępo.
Zmarszczyłeś brwi i zamachałeś głową jakby karcąc się za wyznanie mi swoich uczuć.
- Zapomni Taka.Zapomni o tym i jedź do domu spać.Jutro próba.. - mówisz cicho i cofasz się w stronę swojego pojazdu.Obserwuję jak wkładasz kask i siadasz na motor,odpalając go z dzikim warkotem.
- A-Akira czekaj! - przebudziłem się i ruszyłem do Ciebie,lecz Ty już obłędnie szybko jechałeś przed siebie zostawiając mnie samego z milionami pytań i ani jedną odpowiedzią.
Spojrzałem na psa.On siedział i patrzył na mnie z uwagą i spokojem.Bardzo tym przypominał mi Ciebie.
- Choć Koron złapiemy taksówkę.. - mówię do psa i klepie się po nodze by maluch ruszył.
Co to było? Akira powiedz mi co to do cholery było!?


Następnego dnia rano leżałem nieruchomo na plecach i patrzyłem pusto w sufit.Olałem próbę,bo wiedziałem,że i tak nie zaśpiewam tak jakbym chciał.Nie mógłbym,widząc Cię.
Koron jeszcze smacznie spał obok mojego łóżka i nawet cicho pochrapywał.
Miałem mętlik w głowie.Wczoraj wszystko działo się według mnie za szybko,że nie zrozumiałem nic z tego co zaszło.
- Kochasz mnie.. - powtarzam cicho do siebie.
To takie irracjonalne,że nie chce mi się wierzyć.Jak mężczyzna mógł się zakochać we mnie! W drugim facecie!
Nagle słyszę jak ktoś wchodzi do mojego domu i cicho zdejmuje buty.
Przerażony uświadamiam sobie,że nie zamknąłem drzwi i podnoszę się do siadu,sięgając po...lampkę nocną.Cóż była najbliżej..i można nią rzucić!
Słyszę kroki,aż w końcu ktoś otwiera drzwi do sypialni i otwiera je szeroko.Zamachnąłem się i już prawie rzuciłem,ale widząc Ciebie,aż upuściłem lampkę,budząc Korona.
- Suzuki..
Stoisz i patrzysz na wszystko tylko nie na mnie.Powoli zaczynało mnie to irytować.
- Co chcesz? - pytam chyba zbyt szorstko,bo wzdrygasz się i w końcu Twój wzrok ląduje na mnie.
- Przyszedłem cię przeprosić za wczorajszą noc.Nie wiem co we mnie wstąpiło,że nagadałem ci takie głupoty.. - drapiesz się nerwowo z tyłu głowy. - Nie bierz tego do siebie i..
- Ale mówiłeś poważnie Akira,ja cię dobrze znam i wiem kiedy mówisz serio. - przerwałem Ci,wyraźnie nie pomagając.
Nagle siadasz obok mnie na łóżku i chowasz twarz w dłoniach z ciężkim westchnieniem.Po chwili ciszy przecierasz zmęczone oczy i spoglądasz na mnie znowu z tym dziwnym blaskiem w czekoladowych oczach.
- Kocham cię.Bardzo.I nie mam zielonego pojęcia jak mam się z tego wyleczyć. - wzdychasz załamany.
- Czemu masz się leczyć? - mówię pierwsze co przyszło mi do głowy.Patrzysz na mnie uważnie i uśmiechasz delikatnie.
- Bo najprawdopodobniej nie mam szans? - szepczesz,głaszcząc psiaka,który szczęśliwy macha mocno ogonem widząc cię.
Zapada milczenie,którego nie lubię.W ciszy patrzę na ciebie i próbuję wymyślić jakąś delikatną odpowiedź,że tak,nie masz chyba szans,ale jakoś nie potrafiłem nic wykombinować.
Widzę z jaką nadzieją tu przyszedłeś i czuję ukłucie w sercu,gdy jesteś teraz taki smutny.
Kaszlę mocno i zwracam tym samym twoją uwagę,patrzysz ukradkiem.
- Akira,powoli. - zacząłem,przecierając twarz i odgarniając włosy z niej,czuję,że to może mieć sens. - Kochasz mnie,a ja cię bardzo lubię.Masz szansę,ale jedną.Staraj się,a może b-będziemy parą... - kończę ciszej,błądząc gdzieś wzrokiem.
To ciągle dla mnie dziwne i obce.Być z facetem,przyjacielem.

Nagle uśmiechasz się szeroko i rzucasz na mnie,tuląc mocno.Czuję twój przyjemny zapach i też się uśmiecham.Jeżeli to tak ma wyglądać to na pewno jest w tym sens. 
- Postaram się,Takanori.Teraz choć,zabieram cię na śniadanie!   
________________
Coś.Tak mogę to nazwać takim cosiem co czasem przychodzi i w sumie nie wiadomo po co xD
Miałam ochotę na takie story,mam nadzieję,że się spodoba komuś.
;)  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz